Po Turnieju Czterech Skoczni i lotach na Kulm przyszedł czas na konkursy rozgrywane w Wiśle i Zakopanem. Kibice skoków narciarskich z niecierpliwością czekali na te zawody, kiedy to będą mogli dopingować swoich ulubieńców na żywo, a nie przed telewizorami. Co prawda nastrój burzył kolejny w tym sezonie upadek Thomasa Morgensterna, skoczka z Austrii, który w Polsce był bardzo lubiany. Tym razem kibice nie zawiedli, powstało kilka różnych akcji dla Morgiego, by okazać mu swoje wsparcie.
Skoczkowie również nie mogli się doczekać tych kilku dni w Polsce, choć polskich kibiców można było spotkać wszędzie, to jednak nigdzie nie było tak wspaniałej atmosfery jak we własnym kraju, zwłaszcza na Wielkiej Krokwi, która nazywana była mekką polskich skoków narciarskich. Smaczku konkursom w Polsce dodawał fakt, że po ich zakończeniu Łukasz Kruczek miał ogłosić kadrę na Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Pewniakiem był Kamil, ale co z pozostałymi? Opcji było wiele, jeśli ktoś chciał zawalczyć o wyjazd do Rosji miał ku temu ostatnią okazję. A kto ostatecznie będzie walczyć medale? O tym wszyscy mieli dowiedzieć się za parę dni, a póki co trzeba się cieszyć tym, co miało nastąpić, czyli rywalizacją w dwóch konkursach indywidualnych i konkursie drużynowym w Polsce.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że Maciek się rozchorował i leżał w łóżku, przez co był w fatalnym humorze i warczał na wszystkich. No, prawie wszystkich, bo zawsze był wyjątek od reguły.
- Pan Kotek był chory i leżał w łóżeczku. I przyszedł pan doktor. - usłyszał znajomy głos, to też natychmiastowo odwrócił się w stronę drzwi. - Jak się masz, koteczku?
Brunet spojrzał na stojącą w progu Elizę, którą wyraźnie bawił widok chorego skoczka. Zbliżyła się i usiadła na brzegu łóżka, po czym niepewnie złapała bruneta za dłoń.
- Lepiej odkąd przyszłaś - odpowiedział i się uśmiechnął.
- Rozumiem, gorączka nadal cię trzyma - stwierdziła ze śmiechem. - Nie zabawię tu długo, ale spokojnie, w sobotę i w niedzielę będę krzyczeć najgłośniej jak się da.
- Trzymam cię za słowo - odrzekł, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. Spojrzał na jej lekko zarumienioną twarzyczkę, z której nie schodził uśmiech. - Może coś obejrzymy?
- Zgoda, ale ja wybieram!
Maciek próbował protestować, za co oberwał poduszką. Nie chciał dawać łatwo za wygraną, lecz nawet łaskotanie i dźganie tym razem nie pomogło, więc musiał uszanować wybór swojej przyjaciółki w kwestii filmu. Na szczęście w swojej kolekcji nie posiadał żadnych łzawych komedii romantycznych, więc następne 2 godziny spędzili oglądając "Fight Club".
*
Pod skocznią roiło się od fanów skoków przyodzianych w biało-czerwone barwy, którzy z niecierpliwością czekali na początek niedzielnego indywidualnego konkursu w Zakopanem. Padający deszcz i silny wiatr uniemożliwiały rozpoczęcie zawodów, przez co wszystko się przesuwało i irytowało wiele osób. Mimo tego wszyscy starali się nie zważać na to i po prostu dobrze się bawić, wyczekując na rozpoczęcie konkursu, który miał być zwieńczeniem małego polskiego touru, ale niestety nic nie poszło po myśli organizatorów. Skoczkowie musieli walczyć o odległości, lecz była to walka z wiatrakami. Roztapiający się śnieg przeszkadzał w odbiciu się z progu, co odczuli Thomas Diethart i Andreas Wellinger. Co więcej: zostali dopuszczeni do powtórzenia swoich skoków, jednakże nie przyniosło to lepszych efektów. Denerwowali się kibice, trenerzy, jak i zawodnicy. W końcu postanowiono nie przeciągać tego dłużej i wyniki pierwszej serii były ostatecznymi. Na podium znaleźli się kolejno: Anders Bardal, Peter Prevc i Richard Freitag. Najlepiej z Polaków uplasował się Maciek, który zajął miejsce 10, ze skokiem na odległość 126,5 metra.
Eliza i Ewa przyglądały się temu cyrkowi z niedowierzaniem i zdenerwowaniem. Skakanie w takich warunkach nie należało do bezpiecznych. Widać było, że organizatorom zależy na przeprowadzeniu chociaż jednej serii dla tych 20 tysięcy kibiców, którzy zgromadzili się tego dnia w Zakopanem. Nie wszystko poszło jak po maśle, ale teraz kibice wyczekiwali decyzji sztabu trenerskiego odnośnie Igrzysk Olimpijskich.
Dziewczyny kręciły się w pobliżu skoczni, gdy wtem podeszła do nich nieznajoma dziewczyna. Na oko miała jakieś dwadzieścia lat, była wysoką brunetką i lustrowała wzrokiem Kalinowską, która próbowała przypomnieć sobie, czy skądś ją zna. Bez skutku.
- Możemy pogadać? - zapytała chłodno. - W cztery oczy. - uściśliła, spoglądając kątem oka na żonę Stocha.
- Emm, okej. - Eliza zawahała się przez moment. Nie znała tej dziewczyny, nie wiedziała jakie ma wobec niej zamiary i czego się spodziewać. Z drugiej strony zżerała ją ciekawość, czemu chciała z nią porozmawiać? Ewa uśmiechnęła się do przyjaciółki pokrzepiająco i ruszyła w stronę domku polskiej kadry. - Mogę wiedzieć, z kim mam do czynienia?
- Do niczego ci się ta informacja nie przyda, więc się nie trudź - odparła i widać było, że to nie będzie miła pogawędka. - Chciałam ci tylko oznajmić, że masz się więcej do Kuby nie zbliżać. Jest szczęśliwy bez ciebie.
- Oh, on cię tutaj przysłał?
- Nikt mnie nie przysłał. Stosuj się do tego, co powiedziałam, jeśli chcesz jego dobra.
Nieznajoma popatrzyła na Liz wilkiem i to można by uznać za jej pożegnanie, bowiem chwilę później minęła oszołomioną Elizę i ruszyła ku wyjściu ze skoczni.
Nic z tego nie rozumiała. Kim była ta dziewczyna? I jakim prawem jej rozkazywała? Miała świadomość tego, że Jakub był na nią wściekły, ale czy nie mogli załatwić tego jak dorośli ludzie?
- Czemu jesteś tutaj sama?
Odwróciła się i zobaczyła za sobą Kubackiego. Po jego twarzy widać było, że nie może się doczekać, aż zostaną podane nazwiska, a jego znajdzie się wśród nich. Ostatnio pokazywał się z dobrej strony i miał nadzieję, że uda mu się wskoczyć do składu na Igrzyska Olimpijskie, lecz chętnych było kilku, zaś miejsc tylko pięć.
- Um, a co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być teraz z chłopakami? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Musiałem iść na krótki spacer i przemyśleć parę spraw - odparł i się uśmiechnął.
We dwójkę powolnym krokiem poszli w stronę domków, milcząc jak zaklęci. Ciszę postanowił przerwać Dejvi, ale gdyby wiedział jakie będą późniejsze konsekwencje jego słów, to trzymałby język na kłódkę.
- Więc... Ty i Maciek?
- Słucham? - zdziwiła się i wybałuszyła gały. - Nie wiem, co masz na myśli?
- Rozumiem, że się jeszcze kryjecie, bo Maniek krył się długo, ale wszyscy cieszymy się waszym szczęściem!
- Dawid, ja i Maciek nie jesteśmy razem.
Ups, Kubacki, chyba się zagalopowałeś!
* * *
Dejvi papla. Dejvi papla, co śnił mi się kilka dni temu. Dejvi papla, z którym jechałam karocą i zostawił mnie w środku lasu. Dejvi papla, który ma jutro urodziny, więc 100 lat Dzióbacki. :D
A jak już jesteśmy przy Dzióbao, to zapraszam na prolog nowego opowiadania, gdzie Dawida będzie dużo, ale nie tylko jego, więc: wherever-you-will-go.blogspot.com :)
No i co, kochane... Zostały nam loty i Planica. A potem ryk w poduszkę i odliczanie do LGP. W sobotę byłam w Zako na Kontynentalu i widziałam Romorena. W locie, ale czuję się spełniona. :D
I przepraszam, jeśli u kogoś nie skomentowałam rozdziału, ale zazwyczaj rozdziały czytam na telefonie, a z niego nie chcą się dodawać komentarze. :(
wtorek, 11 marca 2014
poniedziałek, 3 marca 2014
Rozdział 9.
I nastał ten dzień.
8 stycznia 2014 roku.
Z uśmiechem na ustach stwierdziła, że szybko przeleciały jej te dwadzieścia dwa lata życia, ale nie była niezadowolona. Może było jej trochę przykro, bo prawdopodobnie spędzi je sama. Ewka była zajęta, ale obiecała jej, że jakoś się zrehabilituje. Pomimo wczorajszych prób dodzwonienia się do Kuby, on nadal nie odbierał i traciła nadzieję. Maciek trenował, bo za kilka dni znowu mieli wylecieć do Austrii. Zawsze mogła wpaść do rodziców, lecz wiedziała jak to będzie wyglądać: zmartwiona mama będzie dopytywać się, czy wszystko w porządku, zaś tata wyciągnie stare albumy i będzie skazana na oglądanie kompromitujących zdjęć z dzieciństwa. Co nie byłoby taką złą opcją, bo przynajmniej by się pośmiała, lecz nie tak wyobrażała sobie spędzenie tegorocznych urodzin.
Poza tym... leżenie na kanapie, obżeranie się czekoladą i oglądanie po raz kolejny tych samych odcinków "Jak poznałem waszą matkę" nie było taką złą opcją. I z początku wszystko układało się w porządku, dopóki Elizy nie zmorzył sen i nie zasnęła podczas oglądania jednego ze swoich ulubionych seriali.
Drzemała spokojnie, gdy nagle poczuła jak ktoś dotyka jej policzka. Powoli podniosła powieki, zamrugała kilkukrotnie, by upewnić się, że to na pewno nie sen. Przy kanapie klęczał, rozbawiony widokiem śpiącej dziewczyny, Maciek.
- Nie chciałem cię budzić, bo tak słodko spałaś - oznajmił, szczerząc się. - Ale są twoje urodziny, więc nie pozwalam ci tak się obijać.
- To mój dzień, tak? To spędzam go na kanapie - odparła i odwróciła się plecami do niego, na co ten zareagował łaskocząc ją i doprowadzając do dzikiego wierzgania nogami. - No przestań, ty cholero jedna!
- Przestanę, jeśli ze mną pójdziesz.
- Uparciuch z ciebie.
- No chodź, leniu, rusz dupę.
Liz wywróciła oczami i podniosła się z kanapy. Poszła do swojego pokoju, przebrała się w bardziej wyjściowe ciuchy, po czym wróciła do salonu, gdzie czekał na nią Maciej.
- A tak w ogóle - odezwała się, kiedy zakładała kurtkę - jak wszedłeś do mieszkania?
- Ma się swoje sztuczki - odrzekł, uśmiechając się tajemniczo.
- Hm, pomyślmy. Daria dała ci klucz? - zapytała, a widząc jego minę zaśmiała się triumfalnie.
- Zamilcz.
Oboje wybuchnęli śmiechem i wyszli z mieszkania Kalinowskiej. Brunet pociągnął przyjaciółkę w stronę Rynku Głównego, nie uchylając nawet rąbka tajemnicy, jakie ma plany co do dzisiejszego dnia.
*
Malaga bez dwóch zdań była ulubioną kawiarnią Elizy, co żadnego z jej znajomych nie dziwiło. Była to przyjemna knajpka, składająca się z 3 niewielki salek oraz tarasu, gdzie ludzie przesiadywali w upalne letnie dni. W tle zawsze leciała muzyka w rytmach latino, aż noga sama chodziła i chciałoby się potańczyć. Na każdym stoliku znajdowała się paląca świeczka, co dodawało klimatu temu miejscu.
Maciej postanowił zafundować Lizie urodzinową czekoladę z lodami i bitą śmietaną, co nie było niczym nowym, bo rzadko kiedy zamawiała cokolwiek innego. Zajadali się swoimi deserami, rozmawiając i żartując, chcąc jak najlepiej wykorzystać dzisiejszy dzień.
- Dobra, co będziemy robić poza obżeraniem się? - zapytała, odstawiając pusty pucharek.
- Zobaczysz - odparł tajemniczo. - Idziemy?
Pokiwała głową z aprobatą, po czym oboje wstali i zaczęli zbierać się do wyjścia. Gdy znaleźli się już na zewnątrz, brunet wyciągnął z kieszeni kolorową chustę, którą chciał przewiązać Elizie oczy, lecz ta cały czas się wzbraniała.
- Błagam, nie wrzucaj mnie do Wisły! - krzyknęła rozbawiona. - Daj mi jeszcze pożyć.
- Dam ci pożyć, jeśli nie będziesz mi ciągle uciekać - odpowiedział z powagą. W końcu dała się złamać i zawiązała sobie materiał na głowie tak, że od tej pory Maciek został jej przewodnikiem. - Obiecuję, spodoba ci się.
Nie miała pojęcia dokąd ją prowadzi, ani gdzie jest. Zdawała się na Mańka, który po raz kolejny wpadł na jakiś szatański pomysł i za żadne skarby świata nie chciał zdradzić dokąd ją zabiera. Wiedziała jedynie, że po krótkiej przechadzce wsiedli do autobusu, a po upływie jakichś dwudziestu minut z niego wysiedli.
- Jesteśmy na miejscu - odezwał się, tym samym pozwalając jej ściągnąć przepaskę. - I jak?
- Balon? Zwariowałeś! - wydarła się na stojącego obok chłopaka. - Ty mówisz poważnie?
- Nie zabrałbym cię tu, gdybym żartował.
Młodszy z braci Kot podszedł do kręcącego się w pobliżu mężczyzny, przywitał się i przez chwilę rozmawiał. Eliza czekała niecierpliwie na rozwój wydarzeń. Nie ukrywała się, że trochę ją to przerażało, choć nie miała problemów z lataniem samolotami. Ale balon? To była kompletnie inna historia.
Jednakże jej obawy zniknęły, gdy razem z Maćkiem poszybowali w górę. Nie ma co, skoczek dopiął wszystko na ostatni guzik, bo nikogo poza nimi tutaj nie było. Unosili 185 metrów nad ziemią i mogli podziwiać piękno Krakowa.
Brunet przyglądał się z jaką radością w oczach spoglądała na krajobraz miasta. Uwielbiał patrzeć na jej uśmiech, który nie schodził jej dzisiaj z twarzy. Cieszył się, że mógł spędzić z nią te parę godzin i ją uszczęśliwić. Niepewnym krokiem zbliżył się do niej i objął ją w pasie, opierając brodę na jej ramieniu.
- Jak ci się podoba?
- Jest wspaniale.
Dziewczyna odwróciła się przodem do Macieja, nie wyplątując się z jego objęć. Ich spojrzenia się spotkały i trwali w tym przez kilka krótkich chwil. Maciek niepewnie założył kosmyk brązowych włosów za jej ucho, uśmiechając się przy tym lekko. Eliza wpatrywała się w skoczka, analizując każdy najmniejszy detal jego twarzy. Chciała mieć Maćka blisko siebie, bo przy nim czuła się bezpiecznie, mogła skryć się w jego ramionach i zapomnieć o całym złu tego świata. Nie miała żadnych obaw czy zawahań. Nie dzisiaj i nie teraz. Pragnęła uczynić ten wieczór jeszcze piękniejszym. I widziała w jego brązowych ślepiach, że oboje pragnęli tego samego. Nachylił się i pocałował ją, a ona wplotła rękę w jego włosy, nie pozwalając mu odejść nawet na krok. Kolejny łapczywy pocałunek, kolejny uśmiech, kolejne spojrzenie. Wyszeptała "dziękuję za wszystko" i wtuliła się w niego, ciesząc się tą chwilą.
* * *
Słodko aż do porzygu, no ale musiałam, tak długo planowałam ten rozdział, haha.
A ten balon widać ode mnie ze szkoły. I kiedyś sobie nim polecę. Z kimś. ;>
Co do Lahti to trochę mieszane uczucia, super że Kamil odpalił i plastron do niego wrócił.
Mam ochotę wydrapać oczy hejterom Prevca.
Koniec moich wywodów, do następnego. :)
8 stycznia 2014 roku.
Z uśmiechem na ustach stwierdziła, że szybko przeleciały jej te dwadzieścia dwa lata życia, ale nie była niezadowolona. Może było jej trochę przykro, bo prawdopodobnie spędzi je sama. Ewka była zajęta, ale obiecała jej, że jakoś się zrehabilituje. Pomimo wczorajszych prób dodzwonienia się do Kuby, on nadal nie odbierał i traciła nadzieję. Maciek trenował, bo za kilka dni znowu mieli wylecieć do Austrii. Zawsze mogła wpaść do rodziców, lecz wiedziała jak to będzie wyglądać: zmartwiona mama będzie dopytywać się, czy wszystko w porządku, zaś tata wyciągnie stare albumy i będzie skazana na oglądanie kompromitujących zdjęć z dzieciństwa. Co nie byłoby taką złą opcją, bo przynajmniej by się pośmiała, lecz nie tak wyobrażała sobie spędzenie tegorocznych urodzin.
Poza tym... leżenie na kanapie, obżeranie się czekoladą i oglądanie po raz kolejny tych samych odcinków "Jak poznałem waszą matkę" nie było taką złą opcją. I z początku wszystko układało się w porządku, dopóki Elizy nie zmorzył sen i nie zasnęła podczas oglądania jednego ze swoich ulubionych seriali.
Drzemała spokojnie, gdy nagle poczuła jak ktoś dotyka jej policzka. Powoli podniosła powieki, zamrugała kilkukrotnie, by upewnić się, że to na pewno nie sen. Przy kanapie klęczał, rozbawiony widokiem śpiącej dziewczyny, Maciek.
- Nie chciałem cię budzić, bo tak słodko spałaś - oznajmił, szczerząc się. - Ale są twoje urodziny, więc nie pozwalam ci tak się obijać.
- To mój dzień, tak? To spędzam go na kanapie - odparła i odwróciła się plecami do niego, na co ten zareagował łaskocząc ją i doprowadzając do dzikiego wierzgania nogami. - No przestań, ty cholero jedna!
- Przestanę, jeśli ze mną pójdziesz.
- Uparciuch z ciebie.
- No chodź, leniu, rusz dupę.
Liz wywróciła oczami i podniosła się z kanapy. Poszła do swojego pokoju, przebrała się w bardziej wyjściowe ciuchy, po czym wróciła do salonu, gdzie czekał na nią Maciej.
- A tak w ogóle - odezwała się, kiedy zakładała kurtkę - jak wszedłeś do mieszkania?
- Ma się swoje sztuczki - odrzekł, uśmiechając się tajemniczo.
- Hm, pomyślmy. Daria dała ci klucz? - zapytała, a widząc jego minę zaśmiała się triumfalnie.
- Zamilcz.
Oboje wybuchnęli śmiechem i wyszli z mieszkania Kalinowskiej. Brunet pociągnął przyjaciółkę w stronę Rynku Głównego, nie uchylając nawet rąbka tajemnicy, jakie ma plany co do dzisiejszego dnia.
*
Malaga bez dwóch zdań była ulubioną kawiarnią Elizy, co żadnego z jej znajomych nie dziwiło. Była to przyjemna knajpka, składająca się z 3 niewielki salek oraz tarasu, gdzie ludzie przesiadywali w upalne letnie dni. W tle zawsze leciała muzyka w rytmach latino, aż noga sama chodziła i chciałoby się potańczyć. Na każdym stoliku znajdowała się paląca świeczka, co dodawało klimatu temu miejscu.
Maciej postanowił zafundować Lizie urodzinową czekoladę z lodami i bitą śmietaną, co nie było niczym nowym, bo rzadko kiedy zamawiała cokolwiek innego. Zajadali się swoimi deserami, rozmawiając i żartując, chcąc jak najlepiej wykorzystać dzisiejszy dzień.
- Dobra, co będziemy robić poza obżeraniem się? - zapytała, odstawiając pusty pucharek.
- Zobaczysz - odparł tajemniczo. - Idziemy?
Pokiwała głową z aprobatą, po czym oboje wstali i zaczęli zbierać się do wyjścia. Gdy znaleźli się już na zewnątrz, brunet wyciągnął z kieszeni kolorową chustę, którą chciał przewiązać Elizie oczy, lecz ta cały czas się wzbraniała.
- Błagam, nie wrzucaj mnie do Wisły! - krzyknęła rozbawiona. - Daj mi jeszcze pożyć.
- Dam ci pożyć, jeśli nie będziesz mi ciągle uciekać - odpowiedział z powagą. W końcu dała się złamać i zawiązała sobie materiał na głowie tak, że od tej pory Maciek został jej przewodnikiem. - Obiecuję, spodoba ci się.
Nie miała pojęcia dokąd ją prowadzi, ani gdzie jest. Zdawała się na Mańka, który po raz kolejny wpadł na jakiś szatański pomysł i za żadne skarby świata nie chciał zdradzić dokąd ją zabiera. Wiedziała jedynie, że po krótkiej przechadzce wsiedli do autobusu, a po upływie jakichś dwudziestu minut z niego wysiedli.
- Jesteśmy na miejscu - odezwał się, tym samym pozwalając jej ściągnąć przepaskę. - I jak?
- Balon? Zwariowałeś! - wydarła się na stojącego obok chłopaka. - Ty mówisz poważnie?
- Nie zabrałbym cię tu, gdybym żartował.
Młodszy z braci Kot podszedł do kręcącego się w pobliżu mężczyzny, przywitał się i przez chwilę rozmawiał. Eliza czekała niecierpliwie na rozwój wydarzeń. Nie ukrywała się, że trochę ją to przerażało, choć nie miała problemów z lataniem samolotami. Ale balon? To była kompletnie inna historia.
Jednakże jej obawy zniknęły, gdy razem z Maćkiem poszybowali w górę. Nie ma co, skoczek dopiął wszystko na ostatni guzik, bo nikogo poza nimi tutaj nie było. Unosili 185 metrów nad ziemią i mogli podziwiać piękno Krakowa.
Brunet przyglądał się z jaką radością w oczach spoglądała na krajobraz miasta. Uwielbiał patrzeć na jej uśmiech, który nie schodził jej dzisiaj z twarzy. Cieszył się, że mógł spędzić z nią te parę godzin i ją uszczęśliwić. Niepewnym krokiem zbliżył się do niej i objął ją w pasie, opierając brodę na jej ramieniu.
- Jak ci się podoba?
- Jest wspaniale.
Dziewczyna odwróciła się przodem do Macieja, nie wyplątując się z jego objęć. Ich spojrzenia się spotkały i trwali w tym przez kilka krótkich chwil. Maciek niepewnie założył kosmyk brązowych włosów za jej ucho, uśmiechając się przy tym lekko. Eliza wpatrywała się w skoczka, analizując każdy najmniejszy detal jego twarzy. Chciała mieć Maćka blisko siebie, bo przy nim czuła się bezpiecznie, mogła skryć się w jego ramionach i zapomnieć o całym złu tego świata. Nie miała żadnych obaw czy zawahań. Nie dzisiaj i nie teraz. Pragnęła uczynić ten wieczór jeszcze piękniejszym. I widziała w jego brązowych ślepiach, że oboje pragnęli tego samego. Nachylił się i pocałował ją, a ona wplotła rękę w jego włosy, nie pozwalając mu odejść nawet na krok. Kolejny łapczywy pocałunek, kolejny uśmiech, kolejne spojrzenie. Wyszeptała "dziękuję za wszystko" i wtuliła się w niego, ciesząc się tą chwilą.
* * *
Słodko aż do porzygu, no ale musiałam, tak długo planowałam ten rozdział, haha.
A ten balon widać ode mnie ze szkoły. I kiedyś sobie nim polecę. Z kimś. ;>
Co do Lahti to trochę mieszane uczucia, super że Kamil odpalił i plastron do niego wrócił.
Mam ochotę wydrapać oczy hejterom Prevca.
Koniec moich wywodów, do następnego. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)